sobota, 3 października 2015

☾ : Nów w czasie pełni

Zaćmienie Księżyca? Również je widziałem! Dopiero kiedy opadła zaćmieniowa gorączka i wszyscy wrócili do swoich codziennych zajęć (oraz odespali po poniedziałku), postanowiłem podzielić się z Wami paroma wspomnieniami z tego wydarzenia.

A było to wydarzenie niezwykłe! Pierwsze prognozy dawały nadzieje na pogodne niebo na początku tygodnia. Wyobraźcie sobie mój zawód, kiedy kolejna aktualizacja prognoz nie była już tak optymistyczna. No cóż - nawet w dziurach pomiędzy chmurami da się wypatrzeć Księżyc, nie można rezygnować. W końcu niedziela. Od rana nieśmiało się rozpogadzało, a po południu niebo było niemal czyste. To dawało dobry znak i nic nie wskazywało na jakąkolwiek zmianę. W końcu i ICM zmienił swoje prognozy, pokazując brak zachmurzenia aż do rana. I faktycznie. Należało tylko czekać na ten moment. 
Czas dłużył się bardziej niż zwykle. Planowałem jeszcze trochę popracować, ale skończyło się na bezczynnym wyczekiwaniu zaćmienia. Trzeba przyznać, że byłem już mocno zmęczony. Jednak widok Księżyca od pełni do nowiu we wszystkich fazach w ciągu jednej nocy to prawdziwe przeżycie. Wynagradza wszystko! Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się aż takiego efektu. Może to przez skrywany gdzieś głęboko w środku niedosyt wywołany zaćmieniem półcieniowym sprzed 2 lat? Wtedy było widać ledwie subtelne pociemnienie części Srebrnego Globu i zaniku jednej z krawędzi jego tarczy. 


Okazało się na wskroś inaczej. Około godziny 3 dało się już zauważyć zanikanie jednej z części Księżyca. Wpół do czwartej na niebie została już jedynie połowa Księżyca, a terminator posuwał się coraz dalej. Spoglądałem raz lornetką, raz gołym okiem i już tylko czekałem na tę maksymalną fazę. Wszyscy czekali. Ale to nie znaczy, że w międzyczasie nie było czego podziwiać! Moją uwagę przykuwały również dosyć wolne meteory, pozostawiające wyraźne ślady na niebie. Widziałem ich tej nocy kilka. Leciały z okolic zenitu. Być może były to delta Aurygidy, mające swoje maksimum następnego dnia. Radiant w Woźnicy zgadzałby się z moimi obserwacjami, mimo, że ich aktywność nie jest zbyt duża (ZHR=3).


W końcu nastał ten moment. Żarząca się jeszcze ostatnia część Księżyca zgasła, ustępując miejsca zalewającej Glob, już od dobrej chwili, czerwieni. Zgasł Księżyc. Nie chcę sobie wyobrażać, co w takich sytuacjach musieli myśleć starożytni, prawdopodobnie z trwogą przyglądający się podobnemu zjawisku przed wiekami. W momencie gwiazdy jakby zajaśniały. Niebo stało się bardziej wyraźne i wystarczyło jedynie skierować wzrok bardziej ku wschodniej jego części, by ujrzeć Go. Orion w drugiej części nocy już króluje nad naszymi głowami. Od razu spostrzegłem, że mamy do czynienia z niezwykle przejrzystym niebem, bijącym na głowę nierzadko występujące zimowe "zupy z mlekiem". W chwili udało mi się zupełnie zignorować Księżyc, spędzając dobry kwadrans na przeczesywaniu Oriona z jednej strony na drugą. Była okazja - w końcu nów w czasie pełni nie zdarza się często i jeszcze ta genialna pogoda. Bodaj najlepsza od pół roku w Kielcach. Dobra, czas wracać do Księżyca. Jeszcze tylko upewnić się, czy Betelgeza na pewno nie wybuchła i możemy skupić się na głównej atrakcji tej nocy.


Księżyc jest często nazywany przez miłośników (raczej niezbyt wielkich fanów jego samego) Łysym. Nigdy nie przemawiała do mnie ta ksywka, toteż po raz pierwszy użyłem ją na tym blogu. Nigdy nie zrozumiem czemu porośnięta drzewami od dołu do góry Łysica (najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich) zawdzięcza swoją nazwę, ale podobieństwo Księżyca do nieowłosionej świecącej glacy jest raczej oczywiste. Z tym, że nie tym razem. Księżyc jest rudy! Tak! Wiem, co mówię, w istocie znam się na tym!  


sobota, 26 września 2015

O^O Jak zostałem lornetkowcem? o^o

Sporo czasu minęło odkąd po raz ostatni na moim blogu podejmowałem temat sprzętu obserwacyjnego. Wówczas w mojej twórczości lubiły pojawiać się katadioptryki, jednak w ciągu ostatniego roku wiele się zmieniło i tak oto wielki zwolennik teleskopów zwierciadlano-soczewkowych pozostał bez własnego katadioptryka, jedynie ze sporadycznymi kontaktami z kilkoma modelami w konstrukcji Schmidta-Cassegraina. Po sprzedaży urokliwego Maksutova cele moich obserwacji wizualnych poszły w zupełnie nowym kierunku. Nie obyło się i bez eksperymentów...

Wydaje mi się, że wiele zmieniło się również w naszym miłośniczym środowisku i coraz częściej w pytaniach nowicjuszy "jaki sprzęt na początek?" zamiast polecania sprawdzonych Newtonów na montażu Dobsona, w tym wiecznie żywej Synty 8", pojawiają się rady "zacznij od lornetki". Pamiętam także jaką furorę jeszcze niedawno robił zakup legendarnej japońskiej lornety Miyauchi, co teraz wydaje się naturalną koleją rzeczy w  gromadzeniu docelowego ekwipunku na bezchmurne noce. W kraju, który może liczyć na zaledwie kilkadziesiąt nowiowych nocy obserwacyjnych w roku coś jakby pękło i grupa "wizualowców" odżywa, głównie dzięki lornetkom albo wielkim (i wciąż drogim!) Newtonom. 

Powszechna zmiana nastawienia do lornetek, które ze sprzętu pomocniczego dla teleskopów przeszły do rangi instrumentów docelowych, odbiła się również na mojej szafie z astro-stuffem. W tym miejscu chciałbym się pochwalić, że od stycznia jestem szczęśliwym posiadaczem cenionej przez wielu lornety. Nie jest to co prawda Miyauchi, ale marynarski sprzęt wyprodukowany przez dobrze znaną niemiecką firmę Teleskop Express. TS Marine 28x110 MX, bo tak brzmi jej pełna nazwa, to prawdziwy kolos wśród lornetek. Ten model miał już swoje 5 minut na moim blogu w relacji ze zlotu w Zatomiu, gdzie wśród masy zdjęć z tej imprezy odnajdziemy także Łukasza (lukosta), do którego ustawiały się kolejki, by spojrzeć przez to cacko. Na jednym ze zdjęć nie zabrakło i autora tego bloga, który z blaskiem w oczach obserwował każdy ruch zielonego giganta na dobrze wyważonym żurawiu lornetkowym. Jednak wejście w posiadanie takiego potwora nie było spontaniczną decyzją, ani kaprysem chwili...

To proces, który zaczął się dużo wcześniej. Pamiętam jak pewnej wiosennej nocy 2 lata temu na obserwacje do Barana przyjechał Krzysztof (okroj) ze swoją lornetą Celestron SkyMaster 25x100. Wtedy taka maszyna wydawała mi się czymś ogromnym i chyba nigdy wcześniej na dłużej nie miałem okazji skorzystać z usług oferowanych przez lornetki o takiej aperturze. Poczciwa setka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Nie spodziewałem się, że lorneta pod ciemnym niebem może mieć takie możliwości. Moja fascynacja dużą lornetą była na tyle duża, że już podczas kolejnego nowiu spotkaliśmy się w tym samym składzie, ale z ... dwoma SkyMasterami 25x100. Chyba nigdy nie zapomnę miny Krzyśka kiedy zobaczył mój nowy nabytek. Tamta noc należała już tylko do Celestronów. Po pewnym czasie mój kompan sprzedał swoje 25x100, a ja z czasem przekonywałem się, że duża lornetka to z jednej strony potęga możliwości, ale z drugiej również źródło specyficznych trudności, których nie doświadczałem wcześniej używając tylko teleskopu. Główną zmorą każdego posiadacza dużych lornetek musi być waga - myślał Mikołaj przed dwoma laty. Tak! W końcu mój statyw fotograficzny ledwo się pod nią trzymał, z czasem nawet jedna z blokad w statywie odmówiła dalszej współpracy pod ciężarem 10-centymetrowej lornety. Poza tym taki sprzęt kocha porę nowiu pod ciemnym niebem, natomiast w mieście odsłania swoją kapryśną naturę. Dlatego w Kielcach wyjmowałem ją z futerału głównie w dzień żeby spojrzeć na przelatujące samoloty (tak, dało się zobaczyć kontury humanoidalne za sterami nisko lecących awionetek, jeśli ustawiały się pod odpowiednim kątem), z kolei w nocy zostawało mi kilka klasycznych obiektów i przeważnie jeden, ogromny i jasny podczas pełni. Słabe zgranie pogodnych nocy bez Księżyca z weekendami w zaawansowanym czasie roku szkolnego spowodowały, że jeszcze pierwszej wspólnej zimy moja pierwsza duża lorneta zmieniła właściciela, dzięki czemu mogłem przeinwestować środki w kamerki astrofotograficzne (co z resztą z perspektywy czasu uważam za swój największy astro-miłośniczy błąd). 

sobota, 1 sierpnia 2015

Blue Moon i ... Boeing 737

Wczorajsza pełnia, mimo, iż z pozoru całkiem zwyczajna, była, statystycznie rzecz biorąc - niezwykła i niezdarzająca się często. Blue Moon ("Niebieski Księżyc") - taką nazwę nosi druga pełnia w ciągu miesiąca i naprawdę nie zdarza się ona często! 31 lipca Księżyc w pełnej krasie zawitał na naszym niebie po raz drugi w ciągu lipca - wcześniej pełnia miała miejsce 2 lipca. Pamiętajmy, że naturalny satelita Ziemi przez wieki, szczególnie w Polsce, nazywany był "miesiącem" i w pewien sposób jego cykliczne zmiany w wyglądzie i położeniu wyznaczały ludziom dwunastą część roku. Dlaczego więc co jakiś czas Księżyc przeczy tej regule i jego pełnia przypada nie mniej, nie więcej niż 2 razy w miesiącu? To proste. Jego okres obiegu wokół Ziemi wynosi nieco ponad 27 dni. Podczas dłuższych miesięcy, takich jak lipiec, pozostaje jeszcze 3-4-dniowe "okienko", w czasie którego przy odrobinie szczęścia, Księżyc ponownie może znaleźć się w pełni jeszcze w tym samym miesiącu. Warunek jest jeden - pierwsza pełnia musi nastąpić w pierwszych 2 dobach miesiąca, aby zjawisko było obserwowalne na całym świecie w każdej strefie czasowej.
Jak można się spodziewać, nie jest to takie łatwe, a i nie zdarza się często. Blue Moon przypada około raz na trzy lata i następne dwie pełnie podczas jednego miesiąca czekają nas dopiero w styczniu 2018 roku.


Jak to bywa w ludzkim zwyczaju, niepowtarzalne chwile chcemy uwiecznić. Dlatego postanowiłem sfotografować nie tyle Srebrny, co wyjątkowo Niebieski Glob. Szczęście dopisało mi tym bardziej, że na tle tarczy Księżyca zarejestrowałem Boeinga 737-808 Sunwing Airlines, lecącego z Malagi do Warszawy. To moja pierwsza fotografia z takim "tranzytem", stąd nie ukrywam ekscytacji. Trafienie samolotem w Księżyc to również niecodzienne zjawisko, wymagające z pewnością sporo szczęścia.

piątek, 5 czerwca 2015

C/2013 A1 - kometa muskająca ... Marsa



Cztery marsjańskie sondy kosmiczne, nadzorowane przez NASA i ESA, dwa łaziki podróżujące po powierzchni Czerwonej Planety i wiele innych instrumentów badawczych położonych zarówno na Ziemi, jak i w przestrzeni kosmicznej, w drugiej połowie października były skupione na badaniu komety C/2013 A1 (Siding Spring). To pierwsza wizyta tego obiektu pochodzącego z Obłoku Oorta tak blisko Słońca. Szczegółowe obserwacje tego typu ciał są niezmiernie ważne, ponieważ pozwolą odpowiedzieć na pytania o powstaniu Układu Słonecznego i nas samych. Ten sam obiekt  19 października zbliżył się do Marsa na odległość ok. 140 tys. km, notując największe znane ludzkości zbliżenie komety do planety wewnętrznej w naszym układzie.



C/2013 A1 (Siding Spring) została odkryta 3 stycznia 2013 roku przez Roberta McNaughta w położonym na wysokości ponad 1100 m n.p.m. obserwatorium Siding Spring w Australi. Po potwierdzeniu jej istnienia, stała się pierwszą kometą odkrytą w 2013 roku. Wyliczenia jej orbity na podstawie pierwszych danych wskazywały, że istnieje prawdopodobieństwo zderzenia z Marsem. Leonid Elenin z Keldysh Institute of Applied Mathematics oszacował, że może się ona zbliżyć do Czerwonej Planety na ok. 40 tysięcy km. Prawdopodobieństwo kolizji wynosiło mniej niż 1%. Później,wraz z napływem większej ilości obserwacji, oceniono, że odległość od Marsa w momencie zbliżenia będzie wynosiła ok. 140 tys. km.




Warunki do obserwacji C/2013 A1 z naszej szerokości geograficznej nie były zadowalające. Jesienią kometa była widoczna na południowej półkuli jako obiekt nieco jaśniejszy od 10 mag.  Szanse na jej obserwacje z Polski mogły pojawić się kiedy zbliżała się do Marsa, a więc w połowie października. Byłaby wówczas obiektem o jasności ok. 9 mag, święcącym o zmierzchu mniej niż 10 stopni ponad południowo-zachodnim horyzontem w gwiazdozbiorze Wężownika, nieopodal granicy ze Strzelcem. Niekorzystne warunki skutkowały tym, że jej obserwacje z Polski w tamtym okresie były raczej niemożliwe. Później obiekt ten znajdował się już zbyt blisko Słońca – peryhelium miało miejsce 25 października.

Tak bliskie przeloty komet obok planety nie są zjawiskiem częstym. W przypadku C/2013 A1 mieliśmy do czynienia z największym kiedykolwiek obserwowanym przez ludzkość zbliżeniem komety do wewnętrznej planety Układu Słonecznego. Mając na uwadze rzadkość tego zjawiska i jego wagę w badaniach interakcji atmosfery Marsa z przelatującą kometą, NASA przeprogramowała instrumenty badające Czerwoną Planetę tak, aby umożliwić obserwacje C/2013 A1 (Siding Spring) i jednocześnie zabezpieczyć marsjańską aparaturę przed niebezpieczeństwem, jakie może nieść ze sobą kometa. Obserwacje skupiają się przede wszystkim na jądrze komety, jej komie, a także monitorowaniu emitowanych przez nią gazów i pyłów oraz badaniu ich wpływu na atmosferę Marsa.

poniedziałek, 18 maja 2015

W Kielcach powstał nowy oddział PTMA

16 maja 2015 pod osłoną nocy, mimo niesprzyjającej pogody i plagi komarów w podkieleckim obserwatorium w Baranie piętnastu miłośników astronomii z województwa świętokrzyskiego i okolic spotkało się, by założyć Kielecki Oddział Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii. 
Na wstępie chciałbym gorąco podziękować tym, którzy mimo przeciwności poświęcili swój czas i przyjechali na zebranie, tym bardziej, że decyzja o zmianie jego terminu zapadła praktycznie w ostatniej chwili.
Obserwatorium w Baranie - miejsce zebrania

Rozpoczęliśmy już dzień wcześniej, w piątek. Przyjechało kilka osób, a TVP Kielce sporządziła materiał o założeniu naszego oddziału do regionalnych informacji.
Później udało się wykorzystać noc na obserwacjach, jednak cały czas przez niebo przewijały się chmury. Mimo to 22" teleskop zrobił na nas ogromne wrażenie.
W towarzystwie Grześka i Mateusza - 15.05.2015

Niezłomni obserwatorzy nie poddają się mimo złej pogody. Od lewej: Mateusz, Eugeniusz, Jacek, Mikołaj, Grzegorz. - 15.05.2015

Następny dzień, mimo, że zapowiadał się pogodnie, pozwolił tylko na obserwacje Słońca. Po godzinie 17 zaczęły pojawiać się kolejne osoby, aby uczestniczyć w zebraniu założycielskim. W oczekiwaniu na komplet uczestników spotkania, prowadzone były dyskusje, a ostatnie chwile pogodnego nieba wynagrodziły nam pięknym słońcem pobocznym:
Słońce poboczne w Baranie 16.05.2015.

Dokładnie o 19:50, z dosyć sporym poślizgiem czasowym, rozpoczęliśmy zebranie założycielskie PTMA Kielce. Marzenia zaczynały się spełniać, po ponad 2 latach starań wielu Wielkich Miłośników z naszego regionu, szanse na wspólne działania odżyły i teraz potrzebujemy jeszcze większego zapału, aby zrealizować wszystkie nasze plany. 
Zebranie rozpocząłem, zwracając uwagę na to, jak wiele udało się nam już dokonać i przypominając trudy tworzenia kieleckiego oddziału: pierwsze takie plany pojawiły się w marcu 2013 roku. 22.03.2013 zorganizowaliśmy pierwsze spotkanie w obserwatorium w Baranie. Uczestniczyły w nim ... 3 osoby, w tym właściciel obserwatorium (Eugeniusz) i organizator spotkania, czyli moja skromna osoba. Tak rodziły się nasze plany, ale chyba nikt nie sądził, że dopiero po niespełna 26 miesiącach doczekamy się tej chwili i założymy własny oddział PTMA.
Rozpoczęcie zebrania - 16.05.2015

Potem głos zabrał Andrzej Letkowski - założyciel PTMA Kielce w 1971 roku i jego wieloletni prezes. Opowiedział nam w jaki sposób powstał oddział, który po ponad 20 latach reaktywowaliśmy. Po krótkim (lub momentami dłuższym) przedstawieniu każdego z zebranych, przeszliśmy do części formalnej zebrania. Przewodniczącym obrad wybraliśmy Jacka, a protokolantem Andrzeja. Przewodniczący odczytał Statut PTMA i poprowadził dalszą część zebrania. 
Po jednogłośnym uchwaleniu reaktywacji PTMA Kielce nadszedł czas na wybór władz nowo powstałego oddziału.
Obrady trwały do 23, naturalnie, że w międzyczasie zrobiło się zimno - 16.05.2015

Wybory wyłoniły:
  • Prezesa Zarządu PTMA Kielce - Mikołaja Sabata
  • Wiceprezesa Zarządu PTMA Kielce - Eugeniusza Bednarczyka
  • Sekretarza Zarządu PTMA Kielce - Andrzeja Letkowskiego    
  • Skarbnika Zarządu PTMA Kielce - Jacka Sabata
  • oraz dwóch Członków Zarządu PTMA Kielce - Grzegorza Woźniaka i Marcina Kośnego
Komisję Rewizyjną PTMA Kielce stanowić będą:
  • Przewodniczący Komisji Rewizyjnej PTMA Kielce - Mateusz Grzesik
  • Wiceprzewodniczący Komisji Rewizyjnej PTMA Kielce - Roman Krawiec
  • Sekretarz Komisji Rewizyjnej PTMA Kielce - Jacek Mucha

Na Walny Zjazd Delegatów PTMA wyłoniliśmy 3 kandydatury - Mikołaja Sabata, Eugeniusza Bednarczyka i Andrzeja Letkowskiego.

Po części oficjalnej rozpoczęła się dyskusja o planach na przyszłość naszego oddziału. Pojawiły się pomysły nt. dalszych prac przy renowacji teleskopu Uniwersał 270/1500, organizacji spotkania inauguracyjnego w czerwcu, cyklicznych wykładów tematycznych w Baranie oraz powołania oddziałowej sekcji zajmującej się promowaniem wiedzy o astronautyce i technologii kosmicznej. 

W tym tygodniu prześlemy wszystkie potrzebne dokumenty do Zarządu Głównego PTMA i po otrzymaniu potwierdzenia o uchwaleniu nowego oddziału w Kielcach, zapraszamy Wszystkich na spotkanie inauguracyjne.


PTMA Kielce nie powstałoby gdyby nie chęci i zapał wielu ludzi. Każdy wniósł coś od siebie, a gdyby nie wytrwałość, dzisiaj nie świętowalibyśmy utworzenia nowego oddziału. Jednak to dopiero początek i miejmy nadzieję, że świętokrzyscy miłośnicy astronomii wpiszą się na stałe w mapę astronomiczną Polski jako działacze jednego z najprężniejszych oddziałów PTMA. 
Dziękuję każdemu, kto w jakikolwiek sposób przyczynił się do rozwoju naszej grupy i nas wspierał - Wszyscy jesteście Założycielami PTMA Kielce.

czwartek, 7 maja 2015

Statek kosmiczny Progress w ciągu najbliższej doby spłonie nad naszymi głowami!

Najnowsze doniesienia mówią o przewidywanym spadku statku Progress M-27M na dzień jutrzejszy między godz. 01:41, a 13:41 (Ted Molczan). Wygląda na to, że kapsule zaopatrzeniowej nie pozostało już wiele życia. W tym czasie Progress przeleci nad południową Polską - jutro o godzinie 9:15* będziemy mogli po raz ostatni próbować go wypatrzeć z ziemi. Miejmy nadzieję, że statek dotrwa do tego momentu i będą niemałe szanse na to, by spłonął właśnie nad naszymi głowami.

Przypominam,  że z Polski możemy obserwować jedynie dzienne przeloty Progressa i z pewnością na rozświetlonym niebie nie dostrzeżemy niczego, o ile właśnie wtedy nie dojdzie do wejścia statku w ziemską atmosferę. 



Wiemy także, że kapsuła nie spłonie w całości - mówi się, że do powierzchni ziemi dotrze ok. 1,5 tony pozostałości po statku, jednak z pewnością będą one porozrzucane na dosyć dużym obszarze. Mimo, że statystycznie istnieje małe prawdopodobieństwo, by szczątki Progressa wyrządziły jakieś większe szkody na ziemi, to zawsze warto upewnić się, czy macie aktualne ubezpieczenie domu, bo być może przyda się mały remont dachu ;)

______
* - na stronie HeavensAbove wyznaczyłem godzinę, prawdopodobnie, ostatniego przelotu Progressa nad Kielcami. Strona daje możliwość wygenerowania sobie czasów przelotu statku nad dowolną lokalizacją. Należy jednak pamiętać, że obiekt ciągle się obniża, więc te przewidywania mogą się nieco różnić od rzeczywistości. Najbezpieczniej doliczyć sobie 3 minuty zapasu przed i po przelocie (w zależności od wysokości statku nad horyzontem, jeden przelot trwa od minuty do niespełna 3 min.)

wtorek, 5 maja 2015

Spadek statku Progress M-27M

Jak już pewnie większość z Was wie, statek kosmiczny Progress M-27M z zaopatrzeniem na Międzynarodową Stację Kosmiczną miał problemy z osiągnięciem odpowiedniej orbity i w rezultacie jest pewne, że nie dotrze do celu swojej podróży. Co więcej, w ciągu najbliższych dni spadnie na ziemię i oprócz ciekawego zjawiska na niebie, jakim będzie płonąca w atmosferze maszyna, możemy przygotowywać się również na "progresoidy", ponieważ jest niemal pewne, że Progress nie spali się całkowicie w ziemskiej atmosferze i jego części dotrą do powierzchni. Pozostają tylko dwa pytania: Gdzie? i Kiedy? Na nie wciąż nie ma odpowiedzi i prawdopodobnie nie będzie aż do długo wyczekiwanego momentu deorbitacji.
Startujący Sojuz ze statkiem Progress / Źródło: Roskosmos

Rosyjski statek został wystrzelony przed tygodniem na pokładzie rakiety Sojuz 2.1A z kosmodromu Bajkonur w Kazachstanie. Progress miał przycumować do ISS po ok. 6 godzinach od startu. W tym czasie miał on okrążyć Ziemię 4-krotnie. Jednak już na chwilę po wejściu misji zaopatrzeniowej w przestrzeń kosmiczną , stało się jasne, że statek ma problemy i należy rozważyć zmianę planów całej operacji. Początkowo o taki stan rzeczy obwiniano anteny systemu nawigacyjnego, który umożliwia automatyczne cumowanie Progessa do ISS. Próby łączności ze statkiem kończyły się fiaskiem i ciągle nie było pewności, jaka przyczyna stoi za niepowodzeniem tej misji.

sobota, 28 marca 2015

Pokaz zaćmienia Słońca w Kielcach

W piątek 20 marca z pewnością większość z Was śledziła astronomiczne wydarzenie roku - częściowe zaćmienie Słońca nad Polską. W Kielcach Księżyc przysłonił ok. 70% tarczy słonecznej, a więc byliśmy świadkami największego zaćmienia naszej dziennej gwiazdy od 1999 r., kiedy na moment "zgasło" ok. 90% Słońca. Kolejne tak pokaźne zaćmienie już nie wydarzy się w ciągu tej dekady, a na całkowite zaćmienie widoczne z Polski będziemy musieli czekać do XXII wieku.

Zaćmienie Słońca 2015 w Kielcach //Źródło: Echo Dnia

Była to zatem znakomita okazja do popularyzowania astronomii w naszym mieście i pokazania zwykłym ludziom jak wygląda astronomiczne zjawisko charakterystyczne dla naszej Planety. Prawdopodobnie nie jest to popularna w Kosmosie cecha, by na pewnym świecie rozmiary tarcz słońca i księżyca planety były dobrane w ten sposób, co na Ziemi, gdzie oprócz częściowych zaćmień doświadczamy także całkowitego przysłonięcia Gwiazdy przez Księżyc oraz zaćmienia pierścieniowego. Wygląda na to, że jako obserwatorzy mamy niebywałe szczęście żyć w miejscu, w którym tego typu spektakularne widowiska są na porządku dziennym (w końcu w nocy "nie ma" Słońca ;-) ), jednak niestety nie jesteśmy w stanie z jednego miejsca zobaczyć wiele takich zjawisk w ciągu swojego życia.
Zatłoczony Plac Artystów //Źródło: Echo Dnia

sobota, 31 stycznia 2015

Kilka wspomnień z ESO Astronomy Camp 2014

Przed miesiącem wróciłem z obozu ESO Astronomy Camp, odbywającego się w zimowej scenerii włoskich Alp. Podczas tygodnia spędzonego w obserwatorium w Aosta Valley, mieliśmy okazję poznać miłośników astronomii z różnych stron świata. Grupa Polaków była jednak jedną z najliczniejszych na obozie – oprócz mnie nasz kraj reprezentowało jeszcze 5 osób: Klaudia, Zosia, Tomek, Michał i Jakub. 

Nasza podróż rozpoczęła się z lotniska Chopina w Warszawie. Później przelecieliśmy do domu Lufthansy - do Frankfurtu.

Dopiero z Niemiec mieliśmy bezpośredni samolot do Mediolanu ...

Na miejscu mieliśmy takie widoki z okna ;-)

piątek, 23 stycznia 2015

Droga na Księżyc: Z Cape Canaveral do Morza Spokoju cz. 2

Wraz z powstaniem NASA, realizacja marzeń o Kosmosie nabrała tempa. Kiedy wyścig kosmiczny USA i Związku Radzieckiego był niemal pewny, obie strony starały się jako pierwsze poczynić następny krok. Po kolejnych misjach bezzałogowych satelitów, nastał czas przygotowań do wysłania człowieka w kosmos. Dzięki temu właśnie pierwsze organizmy ziemskie znalazły się poza macierzystą planetą, w przestrzeni kosmicznej.


Łajka
Najsłynniejszym ziemskim organizmem, który przebył podróż w kosmos przed ludźmi była rosyjska suczka Łajka, wpisująca się w poczet kosmonautów w 1957 r. podczas lotu misji Sputnik 2. Powszechnie uważa się ją za pierwsze zwierzę w kosmosie. Nic bardziej mylnego – już w latach 40’ Amerykanie przeprowadzali testy na szympansach, które przekraczały barierę kosmosu w zmodyfikowanych rakietach V2. Łajce pozostaje jednak tytuł pierwszego organizmu na orbicie okołoziemskiej. Co ciekawe, Łajka wcale nie miała zostać bohaterką Sputnika 2. W testach przygotowawczych lepiej wypadła zasłużona już dla lotnictwa kosmicznego Albina, która jednak nie doczekała się wpisu na kartach historii za sprawą wielkiego sentymentu, jakim darzył ją personel przygotowujący lot, jak i jej macierzyństwa. Ostateczny wybór padł więc na drugą w kolejce Łajkę.

Bielka i Strielka - kosmonauci Sputnika 5  // Źródło: http://animalnewyork.com/

piątek, 2 stycznia 2015

Ostatnie obserwacje w roku

Rok 2014 przeszedł już do historii, a mi z tej okazji przyszło na myśl,by powspominać ostatnie chwile roku i ostatnie obserwacje przed zmianą kalendarza. 

Ostatni tydzień 2014 roku spędziłem w pięknej Aosta Valley na ESO Astronomy Camp. Wśród 57 uczestników obozu z ponad 20 krajów znalazła się także szóstka Polaków, w tym ja. Kolejne dni upływały nam na nocnych obserwacjach, wykładach dotyczących mierzenia odległości we Wszechświecie, wycieczkach i obżeraniu się włoskimi specjałami.

Nieco tężsi, ale proporcjonalnie bardziej zadowoleni, 31 grudnia po godzinie 22 wybraliśmy się na obserwacje do obserwatorium Astronomical Observatory of Autonomous Region of the Aosta Valley położonego w Saint-Barthelemy. Na przejście z naszego hostelu do obserwatorium potrzebowaliśmy 5 minut. Kiedy zjawiliśmy się na miejscu, w tradycyjnym intro naszego wykładowcy usłyszeliśmy, że to prawdopodobnie ostatnie obserwacje w 2014 roku na świecie. Trudno mi powiedzieć, czy to prawda (zaraz się okaże dlaczego), ale na pewno były to ostatnie obserwacje tego roku dla nas.

Krystalicznie czyste niebo rozświetlone gwiazdami pięknie komponowało się z górskim otoczeniem włoskich Alp. Z każdej strony otaczały nas góry, pogoda była bardzo przyjemna, choć dało się wyczuć zimowy, w dodatku górski, chłód (jeśli ktoś zapomniał odzieży termoaktywnej). Poniżej poziomu, na którym leży obserwatorium, w dolinie błyszczała rozświetlana przez Księżyc mgła. Naszym celem do obserwacji przez 10-calowe teleskopy Cassegraina była kometa C/2014 Q2 (Lovejoy), która wciąż jaśnieje i wydaje się być najciekawszym obiektem tego typu w najbliższym czasie. 

C/2014 Q2 (Lovejoy)  // fot. Damian Peach
Kometę ujrzeliśmy jako mglistą plamkę o dosyć dużych rozmiarach i znacznej kondensacji. Niestety, warkocz był niewidoczny. Znajdująca się gdzieś pośrodku gwiazdozbioru zająca kometa to ostatni obiekt, jaki w 2014 roku udało mi się obejrzeć przez teleskop. Bardziej szczegółowe obserwacje były niemożliwe ze względu na mgłę, która chwilę później uniosła się ponad okoliczną dolinę i w błyskawicznym tempie ogarnęła balkon obserwatorium, z którego patrzyliśmy. Jedyne, co dało się wówczas zaobserwować to tęczowe halo wokół Księżyca.

Niedługo potem uświadomiłem sobie, że moją ostatnią zaobserwowaną kometą w 2013 roku również był obiekt odkryty przez Terry'ego Lovejoya - C/2013 R1 (Lovejoy). 
C/2013 R1 (Lovejoy)  //Fot. Gregg Ruppel

Co jeszcze bardziej ciekawe, mieszkańcy południowej półkuli kończący się 2011 rok mogli uczcić obserwacjami C/2011 W3 (Lovejoy), której bohaterski przelot obok Słońca zarejestrowany przez sondę SOHO oglądam wciąż z wypiekami na twarzy. To nadal obiekt noszący miano najjaśniejszej komety tej dekady. 
C/2011 W3 (Lovejoy)   //Fot. Alex Cherney

Najwyraźniej Terry ma szczęście do ciekawych komet końcoworocznych. Życzmy mu więc kolejnych ciekawych odkryć, a Wam życzę kolejnych wspaniałych spektaklów na niebie. Wszystkiego najlepszego w 2015 roku!

A jakie były Wasze ostatnie obserwacje w 2014 roku?